28 cze 2011

Thiébaut Chagué "Fractal"



Bonjour, 
Je viens de terminer une grande pièce en Alsace, ci-joint quelques images de la réalisation.
La cuisson aura lieu à Guebwiller fin aout au Musée Théodore Deck.
Amicalement, Thiébaut Chagué

Le titre est "Fractal" les dimensions avant cuisson sot 150cmx150cm la pièce est construite à lenvers.



 Od kilku lat Thiébaut, choć nie gardzi czarkami, specjalizuje się w plenerowym wypalaniu dużych form. Ta będzie palona w specjalnie dla niej wybudowanym piecu w połowie sierpnia w ogrodzie Musée Théodore Deck w Alzacji. Akcja będzie towarzyszyła jego wystawie.

zdjęcia publikowane za zgodą autora
 

27 cze 2011

święto herbaty postscriptum



Nowe skorupy przywiezione z Cieszyna.

czarka Jurka Szczepkowskiego
czarka Jurka Szczepkowskiego



















































yunomi, Aleš Dančák
 wspaniały przykład działania ognia

25 cze 2011

święto herbaty 11/06/2011


Spotykanie starych znajomych niesie z sobą zawsze te czasami nieuchwytne a czasami obezwładniające i ogłupiające emocje lęku, nadziei, strachu i oczekiwań. Szczególnie gdy znajomi są dawno niewidziani.
Kiedy jechałem nocą do Cieszyna na Święto Herbaty wspomnienie ubiegłorocznego spotkania było we mnie jeszcze wciąż żywe. W zeszłym roku dość często bywałem na różnego rodzaju festiwalach, wystawach, kiermaszach.  Żadne jednak miejsce nie wywarło na mnie takiego wrażenia głównie dzięki organizatorom, młodym ludziom z czesko-polskiego pogranicza. To był świetny czas i ta naiwna myśl jak będzie w tym roku towarzyszyła mi przez całe 390 km. Umysł jest zabawny.
Przyjechałem o świcie kiedy powoli budzili się śpiący pod swoimi stoiskami twórcy.
Dostałem miejsce koło Petra Cichego, starego pieca raku i Romka specjalisty od origami, który wieczorem będzie mnie ratował przed snem tureckim czajem z samowaru.

Petr, zdjęcie z 2010 ale nic się nie zmienił









Petr jeździ z przyczepką, która po rozłożeniu okazuje się zmyślną schodkową konstrukcją. Ustawia na niej swoje prace z  porcelany. Świetne rzemiosło. 










Był rześki poranek, więc zacząłem dzień od herbaty a wcześniej od uruchomienia piecyka na wodę dla którego miała to być pierwsza „próba ognia''.  I tak to właściwie już było przez cały dzień. Grzanie, parzenie, częstowanie, rozmawianie, sprzedawanie ale i kupowanie. Piecyk wygasiłem dopiero ok. 22 - jak święto to święto.















Prosto ze swoich gór przyjechał także Jerzy Szczepkowski dobry znajomy z Keramosu 























Jego stoisko pełne było dzieci, które chciały wybrać się w krótką "podróż w szlamie".













Program ŚH to właściwie trzy części: muzyka, wykłady i stoiska z wyrobami około herbacianymi. O ile z części muzycznej nawet chcąc nie chcąc mogłem korzystać (świetne Karpaty Magiczne i koncert klasycznych rag indyjskich) o tyle niestety nie załapałem się na żaden wykład, pokaz ani degustację. A było w czym wybierać w tym roku ( herbaty japońskie, tajwańskie oolongi, herbaty z Wuyi). Inna sprawa, że degustację miałem właściwie przez cały czas przy własnym stoisku (mogłem wreszcie popróbować sam i częstować herbatami od Sayamy, dostałem jakieś oolongi z pobliskiej świetnej Laji) a przy stoisku Daniela Klaska z darjeeling.cz raczyliśmy się Sejakiem z Korei, shinchą i przegryzaliśmy czekoladę z matchą. Dla miłośników koreańskiej tradycji miał coś jeszcze:









Korean Tea Classic, Hanjae Hi Mok and venerable Cho - ui
english, 180 pages

Three ancient texts expressing the essence of the Korean Way of Tea are here translated into English for the first time. (opis z jego strony)(fragmenty)





część mojego stoiska
















Aleš Dančák i jego stół















Już kilkakrotnie zdarzyło mi się, że przy okazji jakiejś rozmowy padało pytanie "ale dlaczego właśnie w Czechach herbata jest tak popularna?" W odpowiedzi nie pojawiała się żadna spójna teoria na ten temat. Teraz miałem okazję zapytać o to u źródła. Odpowiedź którą uzyskałem była dość ogólna, bez mistyki i socjologii: "ktoś kiedyś włożył w to bardzo dużo wysiłku".
W organizację Święta Herbaty też "ktoś" włożył wiele wysiłku i mam nadzieję, że z podobnym rezultatem. Wszystkim im szczególnie Marioli i Michałowi serdecznie dziękuję.









16 cze 2011

Spotkanie

Narobiło mi się zaległości. Cofam się więc pamięcią do spotkania, którego ślad chciałbym zostawić także tu.

Wojtek, Sayama, Herbaty i Ciasto Żony

Spotkanie to, a właściwie to co piliśmy podczas niego opisał świetnie Wojtek Bońkowski na swoim blogu. Wojtka poznałem kilka miesięcy temu a jego dar opisywania smaków i sprawność poruszania się w gąszczu winiarskich i herbacianych niuansów można śledzić w innych jego postach. Trzecim uczestnikiem, którego wreszcie miałem okazję poznać osobiście był Sayama (Robert)– znawca kultury i sztuki herbacianej Azji oraz bloger .



Sayama od wielu lat mieszka w Tokio i jego odwiedziny były prawdziwym zaszczytem. Obaj są także, jeden jako założyciel i moderator a drugi jako autorytet w sprawach herbacianych filarami nowego herbacianego forum.
Podział ról podczas takiego tea party dość szybko się sam ustalił. Robert wyciągał różne cudeńka ze swoich kolorowych torebek i opowiadał o ich zawartości, Wojtek sprawnie parzył i rozlewał (chyba że sam coś "stawiał" - świeży darjiling lub puera), ja dostarczałem tylko wody i pilnowałem by dzieci nie zjadły wszystkich japońskich ciasteczek. Był pomysł aby do każdej herbaty dobierać odpowiednie naczynie do parzenia w praktyce okazało się, że korzystaliśmy tylko z dwóch/trzech a czas w pracowni spędziliśmy dyskutując o znaczeniu chadamari czyli niewielkiego wgłębienia w chawanie czyli pożytecznie.


Wojtek, wielkie Jukro (Wujeon) i mała Mucha














Sayama, serwował herbaty z Korei, gdzie odwiedził niedawno ceramiczny festiwal w Mungyeong (także tu).  Kraj ma niezwykle bogatą kulturę i tradycję herbacianą z powodów historycznych trochę zapomnianą, teraz na nowo odkrywaną i co więcej wspieraną przez państwo poważnymi dotacjami.


rozdrabnianie balhyo cha



















 Dla mnie początkującego było to nowe doświadczenie. Nie jestem tu oryginalny, ale balhyo cha to był absolutny hit bogata, owocowa, przestrzenna. Zresztą jak na koreańskie herbaty słynące z wysokich cen taniocha (tu).


gyokuro



Oczywiście  nie zaniedbaliśmy także herbat japońskich.
Była Sincha od Kaburagien. Cudowny był ten świeży aromat pierwszego zbioru dobrze opisany przez BonDo.

Robert przygotował także Gyokuro na sposób "jak był uczony" czyli zalana letną wodą w houhinie herbata niewiele ponad poziom liści dała każdemu z nas po kilka kropel esencji. Wydestylowane umami. Niezapomniany smak tak ja to spotkanie. Dzięki.














Przy okazji nie będę już tu sam specjalnie agitował by nie bać się japońskich herbat, ale odwołam się do bardzo ładnego i pełnego emocji postu Michala Tallo (chodzi o końcówkę).

2 cze 2011

grrrrrills


Ciepło, życie przenosi się na dwór. Sąsiedzi palą bbq - my wolimy ognisko.
Jednak od  czasu, gdy zobaczyłem "grile" do gotowania wody na herbatę to idea ta nie dawała mi spokoju.
Jedną z dobrych stron bycia garncarzem jest możliwość podążania za takimi żądzami bez narażania się na specjalne wydatki:)
Pomyślałem więc o dwóch różnych od siebie systemach: japońskim furo i chińskim piecyku o nie dającej się ustalić nazwie, choć pewnie coś jak "piec do gotowania wody na herbatę", ale po chińsku. Zamiast zdecydować się na któryś postanowiłem zrobić jednocześnie oba. Dzięki temu będę mógł od razu porównać je ze sobą.

Właśnie,bo poza wspólną funkcją przenośnego paleniska do gotowania wody i użycia węgla drzewnego jako paliwa wszystko je różni.
Japońskie furo jest maksymalnie uproszczone, często szkliwione, brak w nim popielnika, tlen dostaje się przez boczne wcięcie w formie. Esencja wabi.

Chińskie piecyki z drugiej strony sprawiają zwykle wrażenie lepionych byle jak, jakby nikt nie liczył, że przeżyją wieki. Nie były też ważnym elementem ceremonii herbacianej jak furo.  Całkowicie podporządkowane swojej funkcji - z dostępem powietrza od dołu, często z wydłużeniem kształtu dającym lepsze spalanie, z popielnikiem. Bardzo podobne są teraz częścią społecznych projektów wykorzystujących biomasę.


Tak więc eksperyment się zaczął. Najpierw wybór gliny/masy. Rzecz kluczowa, bo w naczyniach tego typu nagrzewa się tylko ich część stąd duże naprężenia łatwo powodujące pęknięcia. W tym przypadku nie miałem żadnych doświadczeń, trudno znaleźć także jakieś podpowiedzi. Wykorzystałem więc to co znałem, czyli masę do raku, która przez dużą zawartość szamotu, daje cień szansy na przetrwanie.














zamiast oryginalnego kama żeliwnego kocioka jego gliniana wersja


















zamiast żeliwnego trójnoga gotoku... szamotowy
























Tego typu piecyk zobaczyłem po raz pierwszy w sieci chyba tu  albo gdzieś tu















miejsce na węgiel drzewny




cdn...