25 cze 2011

święto herbaty 11/06/2011


Spotykanie starych znajomych niesie z sobą zawsze te czasami nieuchwytne a czasami obezwładniające i ogłupiające emocje lęku, nadziei, strachu i oczekiwań. Szczególnie gdy znajomi są dawno niewidziani.
Kiedy jechałem nocą do Cieszyna na Święto Herbaty wspomnienie ubiegłorocznego spotkania było we mnie jeszcze wciąż żywe. W zeszłym roku dość często bywałem na różnego rodzaju festiwalach, wystawach, kiermaszach.  Żadne jednak miejsce nie wywarło na mnie takiego wrażenia głównie dzięki organizatorom, młodym ludziom z czesko-polskiego pogranicza. To był świetny czas i ta naiwna myśl jak będzie w tym roku towarzyszyła mi przez całe 390 km. Umysł jest zabawny.
Przyjechałem o świcie kiedy powoli budzili się śpiący pod swoimi stoiskami twórcy.
Dostałem miejsce koło Petra Cichego, starego pieca raku i Romka specjalisty od origami, który wieczorem będzie mnie ratował przed snem tureckim czajem z samowaru.

Petr, zdjęcie z 2010 ale nic się nie zmienił









Petr jeździ z przyczepką, która po rozłożeniu okazuje się zmyślną schodkową konstrukcją. Ustawia na niej swoje prace z  porcelany. Świetne rzemiosło. 










Był rześki poranek, więc zacząłem dzień od herbaty a wcześniej od uruchomienia piecyka na wodę dla którego miała to być pierwsza „próba ognia''.  I tak to właściwie już było przez cały dzień. Grzanie, parzenie, częstowanie, rozmawianie, sprzedawanie ale i kupowanie. Piecyk wygasiłem dopiero ok. 22 - jak święto to święto.















Prosto ze swoich gór przyjechał także Jerzy Szczepkowski dobry znajomy z Keramosu 























Jego stoisko pełne było dzieci, które chciały wybrać się w krótką "podróż w szlamie".













Program ŚH to właściwie trzy części: muzyka, wykłady i stoiska z wyrobami około herbacianymi. O ile z części muzycznej nawet chcąc nie chcąc mogłem korzystać (świetne Karpaty Magiczne i koncert klasycznych rag indyjskich) o tyle niestety nie załapałem się na żaden wykład, pokaz ani degustację. A było w czym wybierać w tym roku ( herbaty japońskie, tajwańskie oolongi, herbaty z Wuyi). Inna sprawa, że degustację miałem właściwie przez cały czas przy własnym stoisku (mogłem wreszcie popróbować sam i częstować herbatami od Sayamy, dostałem jakieś oolongi z pobliskiej świetnej Laji) a przy stoisku Daniela Klaska z darjeeling.cz raczyliśmy się Sejakiem z Korei, shinchą i przegryzaliśmy czekoladę z matchą. Dla miłośników koreańskiej tradycji miał coś jeszcze:









Korean Tea Classic, Hanjae Hi Mok and venerable Cho - ui
english, 180 pages

Three ancient texts expressing the essence of the Korean Way of Tea are here translated into English for the first time. (opis z jego strony)(fragmenty)





część mojego stoiska
















Aleš Dančák i jego stół















Już kilkakrotnie zdarzyło mi się, że przy okazji jakiejś rozmowy padało pytanie "ale dlaczego właśnie w Czechach herbata jest tak popularna?" W odpowiedzi nie pojawiała się żadna spójna teoria na ten temat. Teraz miałem okazję zapytać o to u źródła. Odpowiedź którą uzyskałem była dość ogólna, bez mistyki i socjologii: "ktoś kiedyś włożył w to bardzo dużo wysiłku".
W organizację Święta Herbaty też "ktoś" włożył wiele wysiłku i mam nadzieję, że z podobnym rezultatem. Wszystkim im szczególnie Marioli i Michałowi serdecznie dziękuję.









4 komentarze:

  1. Super relacja. Brawo.
    W Czechach rzeczywiście wszystko świetnie się kręci, a u nas jakoś nie. Nie wiem dlaczego?
    Akcent koreański bardzo mi się podobał, dziękuję :)
    Szczerze żałuję, że nie byłem. Miałem do wyboru pojechać na Święto albo na YMJJ, wybrałem to drugie.
    Mam jednak nadzieję, że kiedyś uda się pojechać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marku, dziękuję i przepraszam za taki chaotyczny styl, ale nie czuję się za dobrze w takich zabawach reporterskich.
    Też żałuję że nie dojechałeś - przeszła nam przy okazji kolejna szansa na spotkanie.
    btw
    piękny ten ostatni wiersz. szczególnie lubię trzecią zwrotkę

    OdpowiedzUsuń