Będąc na bardzo krótkiej wycieczce w okolicach Czarnej
Białostockiej miałem niecodzienną okazję zwiedzić pracownię
pana Jana Kudrewicza. Garncarza nie było, przyjęła i oprowadzała nas jego żona.
Pracownia składa się z
jednego niezbyt dużego pomieszczenia. W centralnym punkcie stoi blaszany kocioł, piec ogrzewający pracownię, która pełni także rolę suszarni.
U powały na deskach poustawiane są suszące się naczynia. Pracownia mieściła też dwa, przerobione na
elektryczne koła garncarskie, a nawet piwniczkę zdołowanej gliny z
własnego wyrobiska.
|
suszące się naczynia na deskach tworzą sufit pracowni |
|
dół z gliną |
|
podstawowe narzędzia używane podczas toczenia |
Wypały odbywają się w dwóch tradycyjnych
piecach. Większy jest w stanie pomieścić nawet 1800 garnków co oznacza około trzech tygodni codziennej 12 godzinnej pracy garncarza. Piec osiąga 1000 st. C w ciągu około 24 godzin.
Pali się głównie sosną. Wypał siwaków z których słynie okolica, kończy się zapakowaniem
specjalnie odkładanych na ten cel tzw. smolnych szczap, najbardziej
żywicznych i zamknięcie otworów dymnych. Piece nie mają komina.
|
wysuszone naczynia przed zapakowaniem do pieca |
|
zejście do paleniska |
|
wejście do komory większego pieca |
|
komora mniejszego |
|
mniejszy, widok z boku, kratery widoczne na szczycie to otwory dymne |
Na wypalaniu, to ja się nie znam, ale "zdołowana glina" utkwiła mi w głowie.
OdpowiedzUsuńMarku, jeżeli tekst pisze garncarz z depresją to taka zbitka musi pojawić się prędzej czy później:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna relacja :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dziękuję za dobre słowo Joanno.
OdpowiedzUsuńsuper! palenie w tych piecach to musi być niezła akcja. dół z gliną zdołowaną fenomenalny. zanim siądzie musi nakopać, zagnieść...letko nie jest:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
lekko nie, ale wszystko pod ręką:)
OdpowiedzUsuń