Narobiło mi się zaległości. Cofam się więc pamięcią do spotkania, którego ślad chciałbym zostawić także tu.
Wojtek, Sayama, Herbaty i Ciasto Żony |
Spotkanie to, a właściwie to co piliśmy podczas niego opisał świetnie Wojtek Bońkowski na swoim blogu. Wojtka poznałem kilka miesięcy temu a jego dar opisywania smaków i sprawność poruszania się w gąszczu winiarskich i herbacianych niuansów można śledzić w innych jego postach. Trzecim uczestnikiem, którego wreszcie miałem okazję poznać osobiście był Sayama (Robert)– znawca kultury i sztuki herbacianej Azji oraz bloger .
Sayama od wielu lat mieszka w Tokio i jego odwiedziny były prawdziwym zaszczytem. Obaj są także, jeden jako założyciel i moderator a drugi jako autorytet w sprawach herbacianych filarami nowego herbacianego forum.
Podział ról podczas takiego tea party dość szybko się sam ustalił. Robert wyciągał różne cudeńka ze swoich kolorowych torebek i opowiadał o ich zawartości, Wojtek sprawnie parzył i rozlewał (chyba że sam coś "stawiał" - świeży darjiling lub puera), ja dostarczałem tylko wody i pilnowałem by dzieci nie zjadły wszystkich japońskich ciasteczek. Był pomysł aby do każdej herbaty dobierać odpowiednie naczynie do parzenia w praktyce okazało się, że korzystaliśmy tylko z dwóch/trzech a czas w pracowni spędziliśmy dyskutując o znaczeniu chadamari czyli niewielkiego wgłębienia w chawanie czyli pożytecznie.
Podział ról podczas takiego tea party dość szybko się sam ustalił. Robert wyciągał różne cudeńka ze swoich kolorowych torebek i opowiadał o ich zawartości, Wojtek sprawnie parzył i rozlewał (chyba że sam coś "stawiał" - świeży darjiling lub puera), ja dostarczałem tylko wody i pilnowałem by dzieci nie zjadły wszystkich japońskich ciasteczek. Był pomysł aby do każdej herbaty dobierać odpowiednie naczynie do parzenia w praktyce okazało się, że korzystaliśmy tylko z dwóch/trzech a czas w pracowni spędziliśmy dyskutując o znaczeniu chadamari czyli niewielkiego wgłębienia w chawanie czyli pożytecznie.
Wojtek, wielkie Jukro (Wujeon) i mała Mucha |
Sayama, serwował herbaty z Korei, gdzie odwiedził niedawno ceramiczny festiwal w Mungyeong (także tu). Kraj ma niezwykle bogatą kulturę i tradycję herbacianą z powodów historycznych trochę zapomnianą, teraz na nowo odkrywaną i co więcej wspieraną przez państwo poważnymi dotacjami.
rozdrabnianie balhyo cha |
Dla mnie początkującego było to nowe doświadczenie. Nie jestem tu oryginalny, ale balhyo cha to był absolutny hit bogata, owocowa, przestrzenna. Zresztą jak na koreańskie herbaty słynące z wysokich cen taniocha (tu).
gyokuro |
Oczywiście nie zaniedbaliśmy także herbat japońskich.
Była Sincha od Kaburagien. Cudowny był ten świeży aromat pierwszego zbioru dobrze opisany przez BonDo.
Była Sincha od Kaburagien. Cudowny był ten świeży aromat pierwszego zbioru dobrze opisany przez BonDo.
Robert przygotował także Gyokuro na sposób "jak był uczony" czyli zalana letną wodą w houhinie herbata niewiele ponad poziom liści dała każdemu z nas po kilka kropel esencji. Wydestylowane umami. Niezapomniany smak tak ja to spotkanie. Dzięki.
Przy okazji nie będę już tu sam specjalnie agitował by nie bać się japońskich herbat, ale odwołam się do bardzo ładnego i pełnego emocji postu Michala Tallo (chodzi o końcówkę).
No, spotkanie z Sayamą i Wojtkiem, to na pewno coś! Szkoda, że nie mogłem dotrzeć, ale dla mnie odległość, jaka dzieli moje misteczko od Warszawy, jest doprawdy kosmiczna. Szkoda.
OdpowiedzUsuńNiemniej, jestem przekonany, że Twoja praktyka Drogi Herbaty została umocniona. Sayama tak działa, zawsze!
I dzięki za dobre słowo, o moich wypocinach :)