1 kwi 2012

Rou Gui czyli right stuff czyli magdalenka



Wiadomo smak może nas cofnąć w przeszłość. Dziwny zmysł z wbudowanym wehikułem czasu.
Rou Gui - pite z Wojtkiem kilka tygodni temu w pierwszym łyku ma smak jednoznaczny, konopny, słodkawy, dymny. Podczas tego wieczoru wrażenie z następnymi czarkami ustępuje innym tonom a Rou ustępuje w końcu innym herbatom. Większość z nich to dla mnie nowości, więc nie ma czasu skupiać się na detalach.























O herbacie zapominam. Do dziś, bo Wojtek zostawił mi małą foliową paczuszkę. Wracam do tej herbaty kompletnie nie pamiętając o poprzednich odczuciach. Taki mam feler, łatwo zapominam i nie lgną do mnie chińskie nazwy.




















Dzieje się znowu to samo, magdalenka zaczyna działać.
Potrafię dość dokładnie określić czas i miejsce.  A właściwie wiele miejsc z podobnego okresu. Coś trzeba wybrać. OK, jest rok 1988, Gorzów. Festiwal. Nikt nie robi tu specjalnych ceregieli. Stróże babilonu (wiem, dziwnie to teraz brzmi) mają inne, bardziej polityczne zmartwienia. Pokpiwamy z chłopaków z Daabu co to niby są przeciw teoretycznie a praktycznie to niekoniecznie. Co innego Marcin, jest po chemii, wypadły mu dready i zagrał wtedy chyba swój ostatni koncert.




  











Uwaga: wiem, że tak mogłoby się wydawać po chaosie (nazwijmy go wielowątkowością) tego postu, ale nie zażyte zostało podczas jego pisania nic poza wspomnianą wyżej herbatą. Nie jest też zachętą do narkotyków a nawet wprost przeciwnie. Z tamtych czasów została mi tylko słabość do reggae.







4 komentarze:

  1. super czapka! czy ten z bródką rozpięty to jesteś Ty?

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka polifoniczność narracji odzwierciedla narrację świata, w którym wiele rzeczy dzieję się na raz, a przecież wszystko utrzymuje się w harmonii. Więc, tekst świetnie napisany, cudowna ceramika na zdjęciach. A reggae, to również moja wielka miłość. Zresztą w tamtych czasach mówienie o wielkiej niewoli babilońskiej jakoś nam pomagało. Później okazało się, że nasze nadzieje, to tylko iluzje, bo kolejny Babilon był równie bezwzględny i znacznie mniej ma skrupułów.
    Jeśli idzie o nazwy herbat, to moje nazewnictwo wygląda tak: "oolong pachnący jak woda od ziemniaków", "chińska zielona o zapachu fiołków", itd. :) Zwyczajnie nie chce mi się tego zapamiętywać :)
    Czy już mówiłem, że piękna ceramika? Mówiłem, ok :)
    To ja sobie zrobię herbaty "koreańska, zielona, zapomniałem jak się nazywa" i posłucham Marleya.
    Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wszystko ze sobą jest powiązane i nie wiem, może z racji tego, że jesteś poetą, że na zdjęciu w "super czapce" jest Marcin Kaczyński "Jah'dek", który gdyby nie zmarł na raka w 89, po drodze do dziś mógłby być jakimś ministrem (jak inni jego kumple z WiPu), czy dlatego że jest tam dedykacja dla niego a tytuł pochodzi ze starej piosenki Bakszyszu (który tam grał), czy z powodu tego co napisałeś o "systemie" przypomniał mi się wiersz Jacka Podsiadły (który też tam gdzieś siedzi poza kadrem) "sistims must change":
    "Tak, systemy muszą się zmienić.
    Świat, cudowny skarb dany ludziom
    nie może być skarbem państwa... "

    wiersz taki sobie, ale za to jak wszystko do siebie pasuje:)


    dzięki za dobre słowa o ceramice i słowa pocieszenia jeśli chodzi o obce nazwy (choć do końca ci nie wierzę;) i smacznej "zielonej koreańskiej" :)

    OdpowiedzUsuń