27 paź 2011

w sumie o niczym

... ale nie mogłem się powstrzymać bo po trzech miesiącach odzyskałem właśnie swój aparat i musiałem go wypróbować. By pozostać w temacie  - poranna sesja.


W akcji bierze udział matcha z ochi o której pisałem kiedyś, że używam zamiast kawy do latte. Uwaga wydawała mi się zabawna. Teraz myślę jednak, że nie była sprawiedliwa. Po pierwsze nikt nie obiecywał powalającej jakości. Co więcej cenę miała najniższą w swojej klasie, do tego darmowa wysyłka w pakiecie i świadomość że część zysków powędruje na rzecz Japońskiego Czerwonego Krzyża. Tyle po stronie nieuzasadnionych pretensji. 
Były też moje błędy. Zbyt krótko czekałem z otwieraniem puszki po wyjęciu herbaty z lodówki i używałem zbyt ciepłej wody. Temperatura wody, aby zmniejszyć gorycz ( naturalnie większą w tej klasie matchy) powinna być odpowiednio niższa. Na tę ostatnią myśl naprowadziła mnie Ula Mach-Bryson, gdy tłumaczyła dlaczego bezpośrednio przed zrobieniem "naparu" dolewa się zimnej wody do kociołka z gorącą wodą. W tamtym kontekście chodziło o używanie starej zwietrzałej herbaty jesienią zanim pojawi się "nowe mielenie".  Zasada sprawdza się jednak i w przypadku herbaty gorszego gatunku.














1 komentarz:

  1. Fajne zdjęcia! I aparat działa!
    Natomiast doświadczenia zebrane w trakcie obcowania z herbata zawsze maja znaczenie.
    (ps. klawiatura zagraniczna nie ma polskich znakow, przepraszam)

    OdpowiedzUsuń